jakiebykolwiek ono być mogło. Niewzruszoność doskonałego szlachcica pokrywała wszystko.
Źle będąc ze swojém sumieniem, Cezaryna była na chwilę zbita z toru; ale silna czémś silniejszém od obycia się z światem, silna swą wolą kobiety nieustraszonéj, prędko odzyskała przytomność umysłu. W każdym jednak razie doświadczała jeszcze pewnéj niespokojności, nie chcąc zostać sama te ze swym mężem; i dla tego prosiła mię żebym pozostała, mówiąc mi to słowo ukradkiem kiedy zapalano kandelabry.
— W Nakoniec, — rzekł markiz po wyjściu Bertranda — widzę cię przecież, pani markizo, piękniejszą jak zawsze i ze świetnym promieniem dobroci w twych oczach. Doprawdy, możnaby powiedzieć, że pani jesteś zadowoloną z mego powrotu.
Twarz Cezaryny właściwie nie wyrażała téj radości. Pytałam się sama siebie, czy on żartował do czy też doznawał złudzenia.
— Nie odpowiadam na podobne pytanie rzekła mu z najlepszym uśmiechem, jaki wymusić na sobie mogła; — teraz na mnie koléj spojrzéć na pana. Doprawdy, dobrze się pan masz, możnaby na to przysiądz! Cóż więc znaczą te obawy pańskiego przyjaciela, które mówiły o panu jako o niewyleczalnym?
— Valboune jest bardzo egzaltowany. Jest to przyjaciel nieporównany, ale ma słabość widzenia wszystkiego czarno, tém więcéj że wierzy w lekarzy. Pani mi powiesz, że i ja powinienem w nich
Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/292
Ta strona została przepisana.