Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/308

Ta strona została przepisana.

bo on silniejszy jest swoją cnotą niż pani swoją ambicyą; ale nie jestem niespokojny o przyszłość pani, szukać będziesz innych ofiar i znajdziesz je. Zresztą, ci co nie kochają, stawią śmiało czoło wszystkim zawodom. Bądź więc pani szczęśliwą na swój sposób; co do mnie starać się będę zapomnieć tę fatalną namiętność, która zamąciła mi rozum i upodliła życie.
Weszłam do Cezaryny na pierwsze słowa markiza. Zwrócił się do mnie, wziął za rękę którą poniósł do ust swoich, nic mi nie mówiąc i odszedł nie odwracając się.
Zaniepokojona, chciałam pójść za nim.
— Pozwólmy mu odejść — rzekła Cezaryna — dając znak Bertrandowi, który stał w przedpokoju i poszedł potém za markizem. Sam sobie wymierza sprawiedliwość. Jego wymówki są niesprawiedliwe i okrutne, ale nie chcę na nie odpowiadać. Na najmniejsze tłumaczenie, na najmniejsze pocieszenie, którebym mu dała, on zacząłby mi znowu mówić o swoich prawach i nadziejach. Pozwólmy mu samemu rozerwać ten związek obrzydliwy.
Bertrand wrócił i powiedział nam, że p. de Rivonnière wsiadł do powozu i dał rozkaz wrócenia do domu.
— Czy Dubois był tu z nim!
— Nie, pani markizo. Dubois czuwa nad panem markizem całe noce, śpi we dnie, ale p. de Valbone który nie opuścił jeszcze pałacu; wsiał do powozu wraz z panem de Rivonnière.