— Ah!.. to tak... to mi pan radzisz? — zawołała Cezaryna, niosąc konwulsyjnie szklankę zimnéj wody do swych ust spalonych i drżących; więc pan, pan mi mówisz żebym była żoną pana de Rivonnière?
— A dla czegóżbym ja nie mógł tego zrobić? — odparł. — Jestem najnowszym i najbeziuteresowniejszym z przyjaciół pani; pani zasięgasz mojéj rady, inaczéj nie śmiałbym powiedzieć pani tego co myślę.
— To co pan myślisz jest obrzydliwe; więc kobieta nie powinna się szanować, ale powinna się oddawać bez miłości jak sprzedana niewolnica?
— Nie, nigdy; ale jeżeli jest kobietą szlachetną, jeżeli posiada serce, jeżeli żałuje nieszczęścia, którego własnowolnie stała się przyczyną, to litość swoję miłością zaprawia. I cóż to jest miłość, jeżeli nie miłosierdzie w najwyższéj swojéj potędze?
— A, tak! pan tak myślisz, pan! pan chcesz, żebym kochała swego męża z miłosierdzia, jak sam kochasz swoją żonę.
— Nie powiedziałem z miłosierdzia, powiedziadziałem z miłosierdziem. Wezwałem panią w imię tego, co jest najczystszém i największém, w imię tego, co uświęca miłość i z małżeństwa robi rzecz świętą.
— To dobrze, powiedziała Cezaryna stawszy się nagle zimną i spokojną, — pan wyrzekłeś, jestem posłuszną...
Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/310
Ta strona została przepisana.