z nas. Wydaje mi się więc rzeczą niemożliwą, nie kochać panny Dietrich prawdziwą namiętnością i nie pokochać jéj na zawsze, chociażby się było oszukanym, gdyż dzisiaj, widocznie wzgardzony, czuje takie samo do niéj przywiązanie jak onegdaj, kiedy mię kilku przychylnemi słowy przyjęła.
Przyszliśmy do salonu, gdzie Cezaryna, która szła prędzéj od nas, i która bajeczną czynność we wszystkiém rozwijała, siedziała już przy fortepianie. Przebrała się, nadzwyczaj gustownie, a jednak zobaczywszy wchodzącego markiza, szybko powstała; na jéj fizyonomii malowało się lekkie poruszenie niezadowolenia. Możnaby było pomyśleć, że nie spodziewała się już go widzieć. Spostrzegł się i pożegnał. Przez kilka dni nie ukazywał się.
Z początku Cezaryna zapewniała mię, że cieszy się niezmiernie z odebrania mu odwagi, ale wkrótce drażliwość ta dotknęła ją. Nie mógł wytrzymać, przyszedł znowu. Była uprzejmą, potem — okrutną, znowu się pogniewał i znowu powrócił. Trwało to kilka miesięcy; tak miało trwać zawsze. A to dla tego, że na pierwsze wejrzenie markiz wydawał się bardzo łatwym do zawojowania. Dla Cezaryny stał się wkrótce przedmiotem politowania i niesmaku, bo wyobraziła sobie, że ma do czynienia z naturą niewolniczą; nagłość atoli i częstość jego gniewów, zmusiła do porzucenia téj myśli.
— Lubi się dąsać — mawiała — mniej to nudne, aniżeli gdyby wpadał w ekstazę.
Przyznawała mu wielkie i ważne przymioty, znakomitą śmiałość serca i temperamentu, prawdziwą
Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/65
Ta strona została przepisana.