powagi urzędu, a zdobiąc mię powagą rodzinną, wywalczała sobie prawo opierania mi się, jak się opierała rodzinie.
Tymczasem ktoś ośmielał się jéj sprzeciwiać. Pomimo powtórzonych zaprosin p. de Rivonnière, i który był powodem, że Cezaryna zmusiła ojca do stworzenia takiego ruchu i tylu wydatków, nie korzystał wcale ze sposobności. Nie ukazał się ani na pierwszym wieczorze ani na drugim. Krewni mówili że chory; posłano z zapytaniem o zdrowie — nie było go.
Pewnego dnia, wyszedłszy sama za jakimś sprawunkiem, spotkałam go. Szliśmy pieszo; po kilku chwilach wahania przystąpiłam do niego, — ani ubiór, ani krawat nie okazywał zwykłego wyszukania. Miał minę jeżeli nie smutną, to przynajmniéj bardzo zakłopotaną. Z dawało się że mało dba o odpowiedzi na moje pytania; miałam go już opuścić, gdy w tém powziąwszy jakieś nagle postanowienie, podał mi ramię dla przejścia przez dziedziniec Louvru.
— Muszę z panią pomówić — powiedział — bo bardzo być może, że panna Dietrich nie powie całéj prawdy o wzajemnym stosunku naszym. Może być, sama nie zdaje sobie z niego sprawy. Mniema, że się ze mną nie poróżniła, może nie wie, że ja się z nią poróżniłem.
Poróżniłem, wydało mi się słowem zbyt rażącém w tego rodzaju stosunku, który się między niemi ustalił; zwróciłam na to jego uwagę.
— Słusznie pani mniemasz — odparł — że trudno
Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/73
Ta strona została przepisana.