którą, nazywają światem. Nie rozumiem ani jego rozmowy, ani pantominy, ani milczenia.
— To pan widzisz we mnie kobietę światową tylko?
— A czyż to nie w świecie widzę panią?
— Dlaczegóż pan nigdy nie chciałeś widzieć mię w rodzinie?
— Moja ciotka zapewne powiedziała to pani; nie mam chwili swobodnéj.
— Znajdujesz ją pan jednak na rozmowę z ludźmi poważnymi. Są tu uczeni. Pytałam się ich czy pana znają, — odpowiedzieli mi, że pan jesteś młodym człowiekiem, bardzo mocnym...
— W zadaniach?
— We wszystkiém.
— I chciałaś się pani o tém przekonać?
— To ma być złośliwém. Nie uważasz mię pan za zdolną do tego!..
— Właśnie, że uważam panią za bardzo do tego zdolną, mała moja duma nie pozwala mi składać egzaminu.
Nie odpowiedziała mi — dodał Paweł — i wracając znów do owéj zabawki z wachlarzem, która mię tak drażni jak wiewiórka skacząca w klatce, zawołała nagle:
— Czy pan wiesz, że mi ból sprawiasz?
Wstałem przestraszony, sądząc, że swoją nogą ją potrąciłem.
— Nie rozumiesz mnie pan — rzekła — prosząc mię siedzieć. Wpajano we mnie idee szlachetne. Uczono mię, że życzliwość jest siostrą miłości
Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/94
Ta strona została przepisana.