— Wiesz co na balu mówiono — rzekła. Uważano mi za złe, żem się ubrała w dyjamenty. Wszyscy mężczyzni powiedzieli mi, że nie miałam ich jeszcze dosyć, bo mi w nich tak do twarzy; ale wszystkie kobiety gniewały się, bom miała ich więcéj niż one; a moje dobre przyjaciołki powiedziały mi z miną czułéj troskliwości, że źle zrobiłam występując z przepychem mężatki, kiedy jestem pana. Odpowiedziałam tak, jak sobie postanowiłam odpowiadać: — Od dziś jestem pełnoletnią, a nie jestem jeszcze pewną, czy zechcę kiedy pójść za mąż. Mam dyjamenty, które napróżno może oczekują ale dnia mojego wesela i które się nudzą swym samotnym blaskiem w szkatułce. Puściłam je dziś na wolność z powodu zabawy, a jeżeli mi w nich brzydko, to je znów wsadzę do więzienia. Czy państwo znajdują że w nich brzydko? — To pytanie puściło na mnie rzęsisty deszcz komplementów; ze strony moich dobrych przyjaciołek był to deszcz zmrożony. Widziałam że od téj chwili tryumf mój był zupełny, a moje szkatułki nie będą przybytkiem pokuty.
— Sądziłam — powiedziałam — że masz mi coś ważniejszego do opowiedzenia.
— Nie, to jest najważniejszą rzeczą, jakiéj doświadczyłam w rocznicę moich urodzin.
— Ale nie podług mnie. Schadzka naznaczona mojemu siostrzeńcowi jest żartem, wiem o tém, ale jest naganną i widzisz mię bardzo z niéj niezadowoloną.
Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/99
Ta strona została przepisana.