— Mój drogi, proszą cię, oddaj mi teraz pieniądze od mateczki, bo chcę poczynić zakupna.
Zwrócił się do niej z twarzą niezadowoloną.
— Ile ci potrzeba?
Pełna zdumienia wyjąkała:
— No... ile zechcesz...
— Dam ci sto franków — odparł — tylko proszę ich nie roztrwonić.
Nie wiedziała już, co powiedzieć, osłupiała, pomieszana.
Nakoniec, zacinając się, rzekła:
— Ależ... ja... ja ci przecież dałam te pieniądze do...
Nie pozwolił jej dokończyć.
— Tak, oczywiście. Ale to chyba obojętne, czy one będą w mojej kieszeni, czy w twojej, skoro mamy wspólną kasę. Przecież ci ich nie odmawiam, skoro dałem sto franków.
Wzięła pięć sztuk złotej monety, nie rzekłszy już ani słowa; nie śmiała jednak żądać więcej i nie kupiła nic, prócz pistoletu.
W tydzień później wyjechali, by wrócić do Peuples.
Przed białą bramą, o wysokich filarach z cegiełek, czekała rodzina i służba. Powóz stanął i długo trwały przywitania. Mateczka płakała;