drobne światełka, rozprószone wśród pól, dały jej nagle żywe odczucie osamotnienia wszystkich istot, które wszystko oddziela, wszystko rozłącza, wszystko oddala od tego, coby mogły kochać.
I głosem zrezygnowanym rzekła:
— Życie nie zawsze jest wesołe.
Baron westchnął:
— Trudno, dziecinko; my na to nie poradzimy.
A nazajutrz, po wyjeździe ojca i mateczki, Janina i Julian zostali sami.
Karty weszły teraz na porządek dzienny w życiu młodych. Codziennie, po śniadaniu, paląc fajką i łykając sześć do ośmiu kieliszków koniaku, Julian grał z żoną kilka partyjek bezika. Po skończeniu gry Janina wchodziła na piętro do swego pokoju, siadała koło okna i gdy deszcz tłukł o szyby, lub wiatr niemi dzwonił, ona uporczywie haftowała bieliznę. Chwilami, znużona, podnosiła oczy i patrzyła w dal, w morze ponure, spienione. A po kilku minutach tego nieokreślonego patrzenia, znów podejmowała robotę.
Nie miała zresztą nic innego do czynienia, gdyż Julian objął cały nadzór domu, by zaspokoić swą potrzebą rządzenia, oraz chętkę wpro-