— Dobrze już, dobrze, pani baronowo, proszę się nie kłopotać; już ja się znam na rzeczy.
Gdy wychodził, spotkał ciotkę Lizę, która szła odwiedzić chorą. Nic nie spostrzegła, nic jej nie powiedziano, i nic nie wiedziała, jak zwykle.
Rozalia opuściła dom, a Janina przebywała dalszy okres bolesnej ciąży. Nie czuła w sercu żadnej radości na myśl, że zostanie matką — przytłoczona nadmiarem zgryzot. Oczekiwała dziecka swego bez ciekawości, uginając się pod brzemieniem obaw, przeczuć smutnych, nieokreślonych.
Wiosna nadeszła prawie niespodzianie. Nagie drzewa dygotały pod naporem zimnego jeszcze wiatru, ale wśród wilgotnej trawy rowów, gdzie gniły liście z jesieni, zaczęły się ukazywać żółte pierwiosnki. Z całej równiny, z podworaków folwarcznych, z pól rozmiękłych, zewsząd unosiły się wilgotne opary, jakby woń fermemtacyi. A mnóstwo drobnych, zielonych punkcików wychodziło z ciemnej ziemi, lśniąc w promieniach słońca.
Tęga kobieta, zbudowana jak forteca, zastęppowała Rozalię, podtrzymując baronową podczas jednostajnych spacerów wzdłuż alei, gdzie