Baron dusił się z gniewu, nie mogąc znaleść odpowiedzi.
Nakoniec wybuchnął i tupnąwszy nogą, krzyknął:
— Zastanów się nad swemi słowami, tego ostatecznie za dużo! Czyjaż to wina, ze trzeba tę dziewczynę wyposażyć? A dziecko czyje? — Chciałbyś ją teraz rzucić!
Julian, zdumiony gwałtownością barona, wpatrywał się w niego nieruchomo.
Po chwili rzekł tonem bardziej umiarkowanym:
— Wystarczyłoby jednak w zupełności tysiąc pięćset franków. Wszystkie mają dzieci przed zamążpójściem. A zupełnie chyba jedno, czy z tym, czy z owym. Zamiast darować folwark wartości dwudziestu tysięcy franków, co pomijając nasz uszczerbek, znaczy wybębnić sprawę przed całym światem, należało co najmniej mieć wzgląd na nasze nazwisko i pozycyę.
Mówił głosem surowym człowieka, przekonanego o swej słuszności i logice rozumowania.
Baron, zmieszany tą jego niespodziewaną argumentacyą, stał z rozwartemi ustami, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
A Julian, czując swą przewagę, zakonkludował:
Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/198
Ta strona została skorygowana.