bawili się, jak za dawnych dobrych czasów, wprost pokładając się od śmiechu.
Gdy się trochę uspokoili, Janina zauważyła:
— To dziwne, jak mnie to nic nie obchodzi. Uważam go teraz za człowieka obcego. Nie mogę uwierzyć, ze jestem jego żoną. Widzicie że bawię się jego... jego... brakiem delikatności...
I nie wiedząc czemu uściskali się, uśmiechnięci jeszcze i rozczuleni.
W dwa dni później, po śniadaniu, gdy Julian wyjechał właśnie konno, jakiś rosły mężczyzna, mogący liczyć dwadzieścia dwa do dwudziestu pięciu lat, w błękitnej, nowiutkiej bluzie w sztywne fałdy, o rękawach szerokich, zapiętych u przegubu ręki, z ponurą miną przeskoczył baryerę, jak gdyby tam był przyczajony od rana, prześlizgnął się wzdłuż rowu Couillar’dów, okrążył zamek i skradającym się krokiem podchodził do barona i obydwu pań, siedzących jak zwykle pod wiązem.
Zdjął kaszkiet, kłaniając się co parę kroków, z miną mocno zakłopotaną.
Gdy zbliżył się już o tyle, by go słyszano, wymamrotał:
— Sługa uniżony pana barona, pani baronowej i towarzystwa.
Gdy tamci milczeli, dodał:
Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/200
Ta strona została skorygowana.