Wrócili do przestronnego salonu, gdzie na kominku fantastyczne buchały płomienie. Uczucie ciepła i przyjemności przejęło ich odrazu błogą radością. Hrabia podniecony porwał żonę w swe ramiona atlety, i podniósłszy ją do ust jak dziecko, wycisnął na obydwu jej policzkach dwa mocne pocałunki człowieka zadowolonego.
Janina patrzyła z uśmiechem na tego dobrodusznego olbrzyma, któremu same już wąsy nadawały wygląd jakiegoś wilkołaka i myślała: Jak to się można mylić, zawsze i wszędzie. I bezwiednie prawie przeniósłszy wzrok na Juliana, ujrzała go w obramieniu drzwi, straszliwie bladego, z oczyma utkwionemi w gospodarzu. Zaniepokojona podeszła do męża i głosem przyciszonym spytała:
— Czyś chory? Co ci jest?
Tonem gniewnym odparł:
— Nic, daj mi pokój. Trochę przemarzłem.
Gdy przeszli do jadalni, hrabia poprosił o pozwolenie wpuszczenia psów; rychło tez weszły i przysiadły na zadach, po prawej i lewej stronie swego pana. Co chwila podawał im jakiś kęs, gładząc ich długie, jedwabiste uszy, A zwierzęta wyciągały głowy, machały ogonami, drżąc z zadowolenia.
Po obiedzie, gdy Julian i Janina sposobili się do odjazdu, pan de Fourville jeszcze ich zatrzymał, by zobaczyli połów ryb przy pochodniach.
Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/225
Ta strona została skorygowana.