Rękawiczka kobieca i dwie szpicruty leżały porzucone na zdeptanym trawniku. Więc siedzieli tu, następnie się oddalili, zostawiwszy konie.
Czekała kwadrans, dwadzieścia minut, zdumiona, nie rozumiejąc, co mogą robić tak długo.
Zsiadła z konia, oparła się o pień drzewa i tak trwała nieruchoma, a dwa ptaszki, nie widząc jej, trzepotały się w trawie, tuż koło niej. Jeden z nich podlatywał raz po raz, okrążał drugiego, tłukł skrzydełkami, kiwał główką, ćwierkając; i nagle się sparzyły.
Janina się zdumiała, jakby na widok rzeczy całkiem nieznanej; po chwili sobie przypomniałła: — Ach, prawda, przecież to wiosna — i równocześnie nasunęła się jej inna myśl, podejrzenie. Znów przeniosła wzrok na rękawiczkę, szpicruty i konie czekające; i nagle skoczyła na siodło z nieprzezwyciężonem pragnieniem ucieczki.
Galopem wracała do Peuples. Umysł jej pracował, rozumował, łączył fakty, przypominał szczegóły. Jak mogła nie domyślić się wcześniej? Jak mogła była nic nie widzieć? Nie zauważyć tak częstej nieobecności Juliana, dawnej jego dbałości o powierzchowność, uśmierzonego nagle humoru? Przypomniała sobie także nerwowe wybuchy Gilberty, jej przesadne przymila-
Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/236
Ta strona została skorygowana.