Jednakoż gwar i świadomość, że znajduje się w mieście obcem oraz podniecenie podróżą, niepozwalał jej zasnąć. Godziny mijały. Zgiełk uliczny cichł zwolna, lecz ona nie mogła spać, zdenerwowana tym nawpół-spokojem wielkich miast. Przyzwyczajona do cichego, głębokiego snu wsi, pogrążającego w martwotę ludzi, zwierzęta i rośliny, czuła teraz w okół siebie tajemniczy jakiś ruch i szmery. Głosy prawie nieuchwytne dochodziły do jej uszu, jak gdyby się były wślizgnęły w ściany hotelu. Od czasu do czasu trzasnęła gdzieś podłoga, skrzypnęły drzwi, ozwał się dzwonek.
Następnie około drugiej po północy, gdy zapadała w sen, jakaś kobieta zaczęła krzyczeć w sąsiednim pokoju; Janina zerwała się i przysiadła w łóżku, a po chwili zdawało się jej, że słyszy śmiech mężczyzny.
W miarę, jak dzień się zbliżał, coraz bardziej opanowywała ją myśl o Pawle, a skoro tylko świt nastał, wstała i ubrała się.
Mieszkał przy ulicy Sauvage, w samem mieście. Postanowiła iść pieszo, stosując się do zleceń oszczędnościowych Rozalii. Dzień był pogodny; zimne powietrze szczypało po twarzy; ludzie spieszący, szybko biegli chodnikami. Ona szła możliwie najszybciej ulicą wskazaną, u której wylotu miała skręcić na prawo, następnie na lewo, a gdy wyjdzie na plac, musi znów pytać
Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/363
Ta strona została skorygowana.