o drogą. Szła jednak na chybił trafił i ostatecznie znalazła swój hotel.
Resztą dnia spędziła na krześle, stojącem koło jej łóżka, znieruchomiała. Następnie posiliła się jak poprzedniego wieczora odrobiną rosołu i mięsa. Później się położyła, spełniając wszystkie czynności mechanicznie, z przyzwyczajenia.
Nazajutrz udała się do prefektury policyi, by jej odszukano dziecko. Nie czyniono jej żadnych obietnic pewnych, ponad to, że zajmą się tą sprawą.
I zaczęła się znów wałęsać ulicami, mając wciąż nadzieję, że go spotka. I w tym ożywionym tłumie wielkomiejskim czuła się bardziej zgubioną, bardziej nieszczęśliwą, niż pośród samotnych pól.
Gdy wieczorem wróciła do hotelu, powiedziano jej, że był jakiś człowiek od pana Pawła i przyjdzie znów jutro. Fala krwi zalała jej serce i przez całą noc nie zmrużyła oka. A może to on. Tak, to on z pewnością, jakkolwiek z opisu portyera hotelowego nie mogłaby go poznać.
Około dziewiątej rano zapukano do jej drzwi Zawołała: proszę! gotowa się rzucić z otwartemi ramionami. Wszedł jakiś obcy. I gdy on się usprawiedliwiał, że jej przeszkadza, lecz sprowadza go interes, mianowicie dług zaciągnięty przez pana Pawła, ona czuła, że płacze, a nie
Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/368
Ta strona została skorygowana.