ciężka maszyna, zwalniając biegu, sapiąc, przesunęła się obok Janiny, chciwie śledzącej drzwiczki wagonów. Niektóre się otwierały; wychodzili pasażerowie, wieśniacy w bluzach, wieśniaczki z koszykami, małomieszczanie w miękkich kapeluszach. Nakoniec ujrzała Rozalię, niosącą na ręku jakby zawiniątko bielizny.
Chciała iść ku niej, lecz nogi tak się pod nią uginały, że obawiała się upaść. Pokojówka, zobaczywszy ją, podeszła i ze zwykłą swą spokojną miną rzekła:
— Dzień dobry pani; oto jestem, a kłopotu miałam dość.
Janina wyjąkała:
— I cóż?
Rozalia odparła:
— Ta cóż? Umarła tej nocy. Wzięli ślub, a tu jest mała.
I podała jej dziecko, którego nie było wcale widać w zawiniątku.
Janina wzięła je mechanicznie i wyszły z peronu, poczem wsiadły do czekającej na nie bryczki.
Rozalia dodała:
— Pan Paweł przyjedzie po pogrzebie. Myślę, że jutro, o tejsamej porze.
Janina szepnęła:
— Paweł... — i zamilkła.
Słońce chyliło się na skraj nieboskłonu, lśniącą jasnością zalewając zielone równie, tu
Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/386
Ta strona została skorygowana.