Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/387

Ta strona została skorygowana.

i owdzie wyzłocone kwitnącym rzepakiem, to znów krwawe od maku. Spokój bezkresny unosił się nad cichą ziemią, w której kiełkowały soki żywotne. Bryczka mknęła szybko, a chłop wciąż mlaskał językiem, by podniecić konia.
Janina patrzyła prosto przed siebie w przestwór podniebny, przecinany niby rakietami, kolistym lotem jaskółek. Nagle ciepło miłe, ciepło istoty żyjącej przeniknąwszy jej suknie, dotarło do kolan, przejęło jej ciało; ciepło to pochodziło od drobnej istotki, śpiącej na jej kolanach.
Ogarnęło ją wzruszenie bezgraniczne. Odsłoniła szybko twarzyczkę dziecka, którego jeszcze nie widziała: córeczki swego syna. A gdy maleństwo pod wpływem światła rozwarło błękitne oczęta i poruszyło usteczkami, Janina zaczęła je ściskać, gwałtownie tulić do piersi, obsypując pocałunkami.
Aż Rozalia, zadowolona i nadąsana, musiała ją napominać:
— Dosyć już, dosyć, pani Janino, bo zacznie płakać.
Po chwili, odpowiadając zapewne własnym myślom, dodała:
— Widzi pani, życie nie jest nigdy ani tak dobre, ani tak złe, jak się myśli.

KONIEC.