jącej się po „swej alei“ i odbywającej „swe ćwiczenie“ podawał ramię. O ile Janina była w domu, podtrzymywała matkę z drugiej strony i wszyscy troje kroczyli powoli od jednego do drugiego końca alei, tam i napowrót. Wcale nie mówił do dziewczyny, lecz oczy jego, jakby z czarnego aksamitu, często spotykały się z oczyma Janiny, podobnemi do błękitnych agatów.
Kilka razy ruszali oboje wraz z baronem aż do Yport.
Pewnego wieczora, gdy zeszli na wybrzeże, stary Lastique przystąpił do nich i nie wyjmując ust fajki, której nieobecność byłaby niewątpliwie bardziej zdumiewającą od zniknięcia jego nosa, oświadczył:
— Panie baronie, przy takim wietrze wartałoby wyjechać jutro do Etretat, a napowrót toby nas już sam wiatr przypędził.
Janina złożyła ręce:
— Och, tatusiu, gdybyś zechciał?
Baron zwrócił się do Lamare’a:
— A pan co? Możebyśmy tak jutro ruszyli na śniadanie?
Odrazu ułożono wycieczkę.
Od wschodu słońca Janina była na nogach. Asystowała ojcu, ubierającemu się powolniej i oboje ruszyli po rosie, naprzód doliną, a następnie lasem, całym rozedrganym od śpiewu
Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/50
Ta strona została skorygowana.