szani tem chwilowem zbliżeniem, gdy nagle do uszu ich dobiegły słowa starego Lastique, mówiącego do barona:
— Ano, mnie się widzi, ze ładna z nich będzie para.
W małej oberży koło wybrzeża śniadanie było cudowne. Ocean, głusząc myśl i głos, uczynił ich milczącymi; teraz przy stole ogarnęła ich gadatliwość, gadatliwość dzieci podczas wakacyj.
Rzeczy najprostsze pobudzały ich do nadmiernej wesołości.
Ojciec Lastique, siadając do stołu, troskliwie ukrył w swej czapce fajkę, która jeszcze dymiła, co wywołało śmiech. Mucha, zwabiona zapewne czerwonym jego nosem, kilkakrotnie się na nim sadowiła, a gdy ją odpędził uderzeniem ręki, zbyt ciężkiej do pochwycenia owadu, przeniosła się na muszlinową firankę, opstrzoną już przez jej siostrzyce, zdając się czatować na pąsową trąbę majtka, ku której też natychmiast nadfrunęła.
Za każdorazowym lotem muchy zrywał się śmiech szalony, a gdy stary, zirytowany łaskotaniem owada, mruknął: — Ależ to dyablo uparta! — Janina i wicehrabia śmiali się do łez, pokładając się, dusząc, serwetką zatykając usta, by nie krzyczeć.
Po kawie Janina zaproponowała:
Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/54
Ta strona została skorygowana.