dne; wiał wiatr północny, a wielka tarcza słoneczna twardo błyszczała na niebie, niepokalanie błękitnem.
Młodzi, szukając schronienia przed wiatrem, przebyli wydmą i skierowali się na prawo ku falistej, zalesionej dolinie, opadającej ku Yport. Zaledwie wkroczyli w gęstwę leśną, ustał wszelki podmuch wiatru; zeszli więc z drogi na wąską ścieżyną, wijącą się pod baldachimem liści. Zaledwie mogli iść przed siebie, aż oto nagle uczuła ramię, zwolna oplatające jej kibić.
Nic nie mówiła, dysząc, z wylękłem sercem i zapartym oddechem. Gałęzie niskie dotykały ich włosów; musieli się nieraz pochylać, aby przejść. Zerwała listek; dwie boże krówki, niby dwie drobniuchne czerwone muszelki, przytulone były pod spodem.
Wtedy całkiem niewinnie, nieco już uspokojona, rzekła:
— Patrz, oto parka.
Julian ustami musnął jej ucho, szepcząc:
— Dziś wieczór zostanie pani moją żoną.
Jakkolwiek w ciągu pobytu na wsi dowiedziała się wielu rzeczy, niemniej myślała dotąd jedynie o poezyi miłości i słowa jego ją zdumiały. Jego żoną? alboż nią już nie jest?
Zaczął ją obsypywać szybkimi pocałunkami w skronie i szyję, gdzie fryzowały się pierwsze włoski. Nieprzyzwyczajona do męskich poca-
Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/81
Ta strona została skorygowana.