Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/105

Ta strona została przepisana.

się go nie odczuwało? Ja nie zazdroszczę wcale ludziom, którzy serce mają pokryte skorupą żółwia lub skórą hipopotama. Ci tylko są szczęśliwi, którzy cierpią na wrażliwość, otrzymują ją, jak pchnięcia jakieś, a spożywają, jak przysmaki. Trzeba się zastanawiać nad wszystkiemi naszemi wrażeniami, wesołemi i smutnemi, nasycać się niemi, upijać się szczęściem aż do zapomnienia, aż do najboleśniejszej rozpaczy.
Krystyna podniosła ku niemu nieco zdziwione spojrzenie, jak to już od kilku dni czyniła, ile razy mówił.
— Od ośmiu dni, w istocie, ten nowy przyjaciel — a został nim natychmiast po poznaniu się — pomimo oporu, jaki mu stawiła z początku, przy każdej sposobności wstrząsał jej duszą, poruszał nią tak, jak się porusza sadzawkę, rzucając w nią kamienie. On właśnie to robił: rzucał wielkie kamienie w jej myśl uśpioną jeszcze.
Ojciec Krystyny, jak wszyscy ojcowie, traktował ją zawsze, jak małą dziewczynkę, której nie należy byle czego mówić; brat zmuszał ją do uśmiechów, ale nie do zastanowienia się; mężowi ani przez głowę nie przeszło, ażeby z żoną można było o czemś mówić poza obrębem domowych spraw i interesów, — żyła więc dotychczas w spokoju ducha, pełna zadowolenia i słodyczy.