Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/117

Ta strona została przepisana.

to jedyne kobiety, z któremi mogła rozmawiać, mogła je darzyć pewnem zaufaniem przyjaznem i żądać nieco kobiecego współczucia. Od pierwszej chwili poznania ich, bardzo jej się podobał zdrowy, wesoły, otwarty charakter starszej, a więcej jeszcze lekko sarkastyczne usposobienie młodszej. Szukała ich towarzystwa nie tyle dla przy podobania się mężowi, ile dla własnej przyjemności.
Robiono wycieczki, albo w starem na sześć osób landzie, które się znalazło u dorożkarza w Riom, albo też pieszo.
Szczególnie podobała się mała, dzika dolina, niedaleko Châtel-Guyon, prowadząca do ustronnego klasztoru w Sans-Souci.
Na wązkiej drożynie, idąc powolnym krokiem w cieniu jodeł, brzegiem niewielkiego ruczaju, całe towarzystwo szeregowało się parami. Przy każdem przejściu strumienia, przez który prowadziła ścieżka, Paweł i Gontran stawali na kamieniach, pomiędzy którymi wił się strumień, brali kobiety za ręce i jednym ruchem przenosili je na brzeg drugi. Każda przeprawa przez bród zmieniała porządek spacerujących.
Krystyna jednak zawsze znalazła sposób pozostać czas jakiś sam na sam z Pawłem Bretigny, bądź wysuwając się przodem, bądź pozo stając nieco z tyłu.
On nie zachowywał się już wobec niej tak,