Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/120

Ta strona została przepisana.

się, poddawała jej tysiące, myśli prostych, ale niepozbawionych przebiegłości, w celu łatwiejszego podbicia go.
Kiedy widziała go zmęczonym, opuszczała nagle, kiedy przeczuwała, że mu z ust wybiedz gotowe jakie czułe porównanie, jeszcze przed dokończeniem frazesu, rzucała mu jedno z tych krótkich spojrzeń, które przenikają głęboko i wchodzą jak ogień do serca mężczyzny.
Miała zawsze na zawołanie sprytne słowa, łagodny ruch głową, roztargnione kiwnięcie ręką, melancholijny wyraz twarzy, nagle rozjaśniony uśmiechem, ażeby mu pokazać, nie mówiąc ani słowa, że usiłowania jego nie były stracone.
Czego ona chciała? Nic. Czego oczekiwała? Nic. Bawiła się w tę grę dlatego tylko, że była kobietą, dlatego, że nie przeczuwała wcale nie bezpieczeństwa, a nie przeczuwając, chciała wiedzieć, co on zrobi.
Przytem rozwinęła się w niej nagle wrodzona kokieterya, która się wylęga w żyłach każdej istoty żeńskiej. Do niedawna jeszcze spokojne i uśpione dziecko, zbudziło się nagle kobietą, giętką i przezorną wobec człowieka, mówiącego jej ciągle o miłości. Odgadywała rosnący niepokój jego myśli, ile razy wobec niej się znalazł, widziała rodzący się niepokój jego