Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/126

Ta strona została przepisana.

olbrzymimi murami nagimi, aż do szczytów porosłymi drzewami i zielenią.
Strumień formował jezioro niewielkie, w rodzaju miednicy, a cała miejscowość była jakimś dzikim, dziwnym otworem, miejscowość, której opisy częściej się spotyka w książce, niż w na turze.
Paweł, spoglądając na wysoką skałę, zagradzającą im drogę, zauważył, że były na niej ślady niewyraźnych schodów.
— Ależ można iść dalej — rzekł.
I poszedł; przekroczywszy nie bez trudu ścianę, na prawo, zawołał:
— O, jak tu cudownie! Mały gaik w wodzie! Proszę iść prędzej!
Położył się na skale, nachylił się, wziął Krystynę w obie ręce i podnosił ją, a Gontran ustawiał i umocowywał jej stopy w niewyraźnych śladach skalnych.
Ziemia, spadła ze szczytów, uformowała tu malutki, dziki ogród, pełen zieleni, a strumień przepływał prawie między korzeniami drzew.
Dalej znowu przejście w tej wązkiej szczelinie górskiej było zatamowane, ale przekroczyli jeszcze jeden schodek, potem drugi i stanęli nareszcie u stóp niemożebnej do przekroczenia ściany, z której prosto spadała przeźroczysta kaskada wody, nie większa nad dwadzieścia metrów, do głębokiego, wyżłobionego przez