od niego, wdrapać się na szczyt skały, byle uniknąć tego gwałtownego wołania.
Za nią stał brat, mówiąc:
— No, idź... — i trącał ją lekko.
Spodziewając się upadnięcia, zamknęła oczy i osunęła się, później poczuła uścisk słodki i mocny i dotknęła sobą, nie widząc nic, postaci młodego człowieka, a jego gorący i nierówny oddech owionął ją całą.
Potem stanęła na nogi uśmiechnięta, że bojaźń nareszcie przeminęła, a tymczasem za nią schodził ze skały Gontran...
Wzruszenie to zmusiło ją do ostrożności w ciągu kilku dni następnych; unikała spotkania się z Bretignym, który krążył koło niej, jak wilk w bajce koło owcy.
Pewnego dnia postanowiono zrobić daleką wycieczkę. Miano zabrać do landa o sześciu miejscach prowianty, zaprosić panny Oriol i pojechać nad brzegi małego jeziorka Tazenat, które włościanie miejscowi nazywali tykwą na wodę, zjeść tam obiad i przy księżycu szosą wrócić do domu.
Wyjechano po południu pewnego gorącego dnia, pod działaniem pionowych promieni słonecznych, które rozpalały granity gór.
Powóz toczył się pochyłością góry powoli, konie, pokryte pianą, szły, sapiąc; furman drzemał na koźle, z głową pochyloną; tysiące zie-
Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/128
Ta strona została przepisana.