Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/135

Ta strona została przepisana.

lazłszy się w otoczeniu światła, gwałtownie zapanowała nad swojem wzruszeniem; przed wsiadaniem do powozu zwróciła się jeszcze w stronę jeziora i pożegnała je dwoma namiętnymi pocałunkami, posłanymi ręką — ale znaczenie tych pocałunków zrozumiał także mężczyzna, idący za nią.
W czasie powrotu była zupełnie nieczułą duszą i ciałem, ogłuszoną, zmiażdżoną, jakby po jakiem gwałtownem upadnięciu; ledwie wrócili do hotelu, pobiegła żywo na górę i zamknęła się w swoim pokoju. Wszedłszy, drzwi za sobą na klucz zamknęła, gdyż czuła, że śledzą ją jeszcze spojrzenia i pragnienia Pawła. Potem, stanąwszy na środku apartamentu ciemnego i pustego, uczuła drżenie. Świeca, postawiona na stole, rzucała na mury, meble i firanki jakiś blask migotliwy. Krystyna rzuciła się na fotel. Wszystkie jej myśli gdzieś biegły, znikały tak szybko, że nie mogła ich pochwycić, zatrzymać, w jeden łańcuch powiązać. Czuła się blizką płaczu, nie wiedząc dlaczego, czuła, że ma serce rozdarte, że jest nieszczęśliwą, opuszczoną w tej pustej izbie, że błądzi w życiu, jak w lesie.
Oddychając z trudem, podniosła się, otworzyła okno i oparła się na balustradzie. Powietrze było świeże. W próżni niezmierzonego nieba, daleki, samotny, zamyślony księżyc, wi-