Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/141

Ta strona została przepisana.

— O, tak, wrócimy zaraz. Na to, żeby tam pójść, trzeba przecie zaledwie dwadzieścia minut.
Poszli więc wszyscy troje. Krystynie podał ramię ojciec, a Paweł szedł obok niej.
Mówił o podróżach odbytych, o Szwajcaryi, Włoszech, Sycylii. Opowiadał doznane wrażenia, zachwyt swój na widok wspaniałej uczty na Mont-Rose, kiedy słońce pokazuje się na lodowatych szczytach gór, ponad światem wiecznych śniegów i rzuca na każdy z olbrzymich szczytów jasność białą i rażącą, zapala je, jak blade latarnie, mające oświecać królestwo umarłych. Później opowiedział wzruszenie, jakie go opanowało na widok potwornego krateru Etny, kiedy się czuł maluczkiem żyjątkiem, rzuconem na trzy tysiące metrów w obłoki, mając obok siebie tylko morze i niebo, morze błękitne u dołu i pochylone nad otwartą paszczą ziemi, której oddech duszność mu sprawiał.
Pogłębiał obrazy umyślnie, ażeby wzruszyć młodą kobietę, a ona słuchała go z bijącem sercem, sama dostrzegając w jego myśli wielkie, widziane przez niego obrazy.
Nagle, na skręcie drogi, ukazały się ruiny Tournoël. Starożytny zamek, sterczący na wierzchołku góry, z wysoką i cienką basztą, wznoszącą się nad nim, przedziurawioną na wylot, obraną z ozdób przez czas i wojny, przedsta-