Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/143

Ta strona została przepisana.

człowieka. Naraz nogi jej stały się bezwładne, jak tego wieczoru, kiedy robiono wycieczki do Tazenat, zginały się pod nią, wypowiadały służbę; zdawało się jej, że grzęzły w drodze, jakby ktoś je trzymał, ile razy usiłowała podnieść.
Wielki kasztan, rosnący przy drodze, przykrywał cieniem swoim brzeg łąki. Krystyna, zdyszana, jakby biegła długo, usiadła obok niego.
— Zatrzymam się tutaj — wyszeptała; — ztąd widać bardzo dobrze.
Paweł usiadł przy niej. Słyszała, jak mu serce biło.
Po krótkiej chwili milczenia spytał jej:
— Czy sądzi pani, żeśmy już żyli?
Wzruszona, nie rozumiejąc dobrze tego, o co ją pytał, wyszeptała nieśmiało:
— Nie wiem... Nie myślałam wcale o tem.
On ciągnął dalej:
— Ja wierzę w to chwilami... a raczej czuję... Istota ludzka, będąc złożoną z ducha i ciała, które są tak różne, a jednak bezwątpienia jednakiej natury, odradza się, kiedy z tych składników, z których złożoną jest sama, wytwarza się po raz drugi. Nie będzie to oczywiście taki sam osobnik, ale będzie niezawodnie ten sam człowiek, powracający, wytwarzający się, kiedy ciało, podobne do formy poprzedniej, ożywi się duszą, podobną do tej, która go niegdyś oży-