Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/154

Ta strona została przepisana.

ale nie wsłuchiwała się w treść jej. Jak tylko mąż wyszedł z pokoju, wyskoczyła natychmiast z łóżka, niby z miejsca niebezpiecznego i ubierała się prędko, bez pomocy pokojówki, z głową pełną niedawnych wspomnień.
Świat, otaczający ją, wydawał się zmienionym, życie innem, niż wczoraj, nawet ludzie odmiennymi.
Wtem posłyszała znowu głos męża:
— Jakże się miewasz, kochany Bretigny?
Nie dodawał nawet wyrazu pan.
Inny głos mu odpowiedział:
— Doskonale, kochany Andermatt — pan powróciłeś dziś rano?
Krystyna, która w tej chwili właśnie podnosiła włosy, zatrzymała się, z rękami wzniesionemi do góry. Zdało się jej, że przez drzwi zamknięte widzi, jak ściskają sobie ręce. Usiadła, nie mogła dłużej utrzymać się na nogach, a rozpuszczone jej włosy opadły znowu na ramiona.
W tej chwili właśnie Paweł mówił, słyszała go i na każdy dźwięk jego głosu drżenie ją jakieś opanowało od stóp do głowy. Każdy wyraz, którego znaczenia pochwycić nie mogła, spadał w jej serce, dzwonił w niem, jak dzwonek.
Nagle z ust jej wybiegły wyrazy, półgłosem wyszeptane: Ależ ja kocham... kocham! —