Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/157

Ta strona została przepisana.

— Czyż ci łotrzy mają prawo tak robić dla tego, że płacą za patenty, jak episierzy? Powinno się przecie zmusić ich do pielęgnowania chorych, jak się zmusza naczelnika pociągu do zabrania wszystkich podróżnych. Napiszę do gazet, aby tej sprawie rozgłos nadać.
Markiz chodził wzburzony, a zwróciwszy się do syna, ciągnął:
— Słuchaj, trzeba sprowadzić którego z Royal albo z Clermont. Nie możemy przecie pozostać bez porady!
Gontran odrzekł mu z uśmiechem:
— Ależ lekarze z Clermont i Royal nie znają się na wodzie w Enval, która inaczej działać może na organa trawienia i krążenia. Zresztą można być pewnym, że i oni nie przybędą tu.
Markiz, zmieszany, mówił:
— W takim razie, cóż się z nami stanie?
Andermatt pochwycił kapelusz.
— Proszę mnie to zostawić — rzekł — a ręczę, że dziś jeszcze wieczorem będziemy ich tu mieli wszystkich trzech — wszystkich trzech u nóg naszych. Chodźmy teraz zobaczyć paralityka!
Krystyna ukazała się na progu bardzo blada, ale w postawie zrezygnowanej. Uściskawszy ojca i brata, zwróciła się do Pawła i podała mu rękę. Kiedy Markiz, Andermatt i Gontran poszli,