w peignoir’ze tylko, patrzyła przez otwarte okno na gwiazdy, iskrzące się na niebie i w myśli przywoływała do okna Pawła. Widziała go dobrym, łagodnym, namiętnym, uległym.
On ją, zdobył, zdobył na zawsze, czuła to. W pokoju nie była już samą, biły tam dwa serca, które tworzyły jedno, dwie dusze, zlewające się w jednę. Gdzie on był wtedy — nie wiedziała; wiedziała tylko, że on marzy o niej tak samo, jak ona o nim. Przy każdem uderzeniu serca zdawało się jej, iż słyszy, jak cicho odpowiada drugie bicie. Czuła, jak krąży koło niej jakieś pragnienie, okalające ją, jakby skrzydłem ptaka; czuła, jak to pragnienie, płynące od niego, wciskało się do niej przez otwarte okno, gorące, namiętne i posyłało ku niej jakieś błagania w cichości nocy.
Wyciągnęła ku gwiazdom białe ramiona. Nagle krzyk wyrwał się z jej piersi. Wielki, czarny cień prześliznął się przez balkon i stanął w oknie.
Przestraszona, cofnęła się. To był Paweł! Nie przypuściwszy nawet, że ich mogą dojrzeć, rzuciła mu się w objęcia.
Nieobecność Andermatta przedłużała się. P. Aubry-Pasteur robił dalej poszukiwania; od-