Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/172

Ta strona została przepisana.

krył znowu cztery źródła, które nowemu Towarzystwu mogły dostarczyć dwa razy więcej wody, niż było potrzeba. Cała okolica jakby oszalała pod wpływem tych odkryć i poszukiwań, pod wpływem wielkich nowin, obiegających, pod wpływem zapowiadającej się świetnej przyszłości, burzyła się, entuzyazmowała, nie mówiono, nie myślano o niczem innem. Nawet markiz i Gontran spędzali dnie przy robotnikach, sondujących granitowe szczeliny i słuchali z coraz bardziej wzrastającym interesem wykładu i objaśnień inżyniera o charakterze geologicznych pokładów Owernii. Paweł i Krystyna kochali się swobodnie, spokojnie, bezpiecznie, nikt nimi nie zajmował się, nie interesował, nie domyślał się niczego, nikomu na myśl nie wpadło szpiegować ich, gdyż cała uwaga, cała ciekawość wszystkich, pochłoniętą była przyszłością nowej stacyi.
Krystyna zachowywała się, jak młodzieniec, który się upił po raz pierwszy. Pierwszy puhar, pierwszy pocałunek upoił ją, ogłuszył; wypiła co rychlej drugi ten smakował jej więcej, teraz upijała się swobodnie.
Od chwili, kiedy Paweł wszedł do jej pokoju przez okno, nie widziała nic, co się dzieje koło niej. Czas, ludzie — wszystko to nie istniało już dla niej — istniał tylko jeden człowiek. Na ziemi i na niebie istniał dla niej tylko jeden człowiek— ten, którego kochała. Oczy