Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/180

Ta strona została przepisana.

Mont-Oriol! — Mont-Oriol! — Zakład kąpielowy Mont-Oriol!
— Czy ma kto z panów zrobić jaką uwagę?
Akcyonaryusze odpowiedzieli chórem;
— Nie, żadnej!
Wtedy Andermatt, zwróciwszy się do notaryusza, rzekł:
— Niech pan każe przeczytać akt zawiązania się Towarzystwa.
— No, dalej, Marinet — rzekł notaryusz.
Marinet, biedne stworzenie rachityczne, kaszląc, rozpoczął czytanie, raz mu nadając ton kazania, wygłaszanego z kazalnicy, drugi raz nieco deklamatorskiej intonacyi.
Ojciec Oriol przerwał mu:
— Poczekaj chwilkę. — rzekł. — Wyciągnął z kieszeni kajet szarego papieru, z którym obchodził już od ośmiu dni wszystkich z kolei notaryuszów departamentu. Była to kopia punktów, które razem z synem znał już na pamięć.
Marinet czytał dalej. Ojciec Oriol zmuszony jednocześnie śledzić wyraz za wyrazem to, co czytał pisarz i uważać, czy Andermatt nie robi jakich tajemnych znaków notaryuszowi, gubił myśl główną.
Zwróciwszy się do Olbrzyma, pytał:
— Co on tam czyta?
— Olbrzym więcej panował nad sobą, niż ojciec.