— Dobrze, dobrze... zostaw go ojcze, do brze...
Ale chłop nie ufał. Końcem chropowatego palca prowadził po papierze i słuchał; dwie te czynności, wykonywane naraz, wydawały mu się niemożebne — kiedy mówił, nie mógł słuchać, kiedy słuchał — nie mógł konfrontować tego, co słyszał, z tem, co miał zapisane.
Andermatt niecierpliwił się i stukał nogą o ziemię. Gontran, spostrzegłszy na stole „Moniteur du Puy-de-Drôme“, wziął go i czytać począł. Paweł siedział okrakiem na krześle z czołem pochylonem, z sercem ściśniętem, myśląc o tym małym, różowym, grubym człowieku, stojącym przed nim, który jutro zabierze mu z przed nosa, ukochaną całą duszą kobietę, jego Krystynę jasnowłosą, która do niego jednego tylko należała. I zapytał sam siebie: czy nie należałoby jej porwać dziś jeszcze wieczorem?
Siedmiu panów zachowywało się poważnie i spokojnie.
Po godzinie męczarni, wszystko się nareszcie zakończyło: akt podpisano.
Po załatwieniu formalności, przystąpiono do wyboru rady administracyjnej i prezesa. Na prezesa, wszystkie z wyjątkiem dwóch głosów, padły na Andermatta; owe zaś dwa brakujące na Oriolów. Bretigny wybranym został na jeneralnego kontrolera. Rada administracyjna
Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/181
Ta strona została przepisana.