Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/191

Ta strona została przepisana.

odgadła nagle myśl jego i tonem serdecznej szczerości rzekła:
— O, mój drogi... mój drogi... czy możesz ty przypuszczać? Należę do ciebie tylko... do nikogo więcej, tylko do ciebie, bo ciebie kocham, Pawle!
Głowa jego spadła jej na kolana, a on głosem miękkim mówił dalej:
— Ale... koniec końców, moja droga Liano... ponieważ on jest twoim mężem — co ty zrobisz? Czy myślałaś o tem? Powiedz... Co ty zrobisz dziś wieczorem lub jutro... Ty nie możesz przecie codzień i zawsze mówić mu jedno: nie!
Ona równie cicho odpowiedziała mu:
— Powiedziałam, ze jestem, zdaje się, w stanie poważnym — i to mu wystarczy... O, jemu to wszystko jedno... Nie mówmy więcej o tych sprawach, mój drogi, — ty nie domyślasz się, jak mnie to rani boleśnie. Wierz mi i ufaj, bo kocham ciebie...
On klęczał nieruchomie, oddychał tylko i całował jej suknię, a ona gładziła mu twarz ręką miłośnie. Nagle rzekła:
— Musimy wracać, gdyż spostrzegą łatwo naszą nieobecność.
Krystyna poszła pierwsza, biegnąc prawie, ażeby być w hotelu najprędzej, a on patrzył, jak się oddalała i znikła, z takim smutkiem, jakby całe jego szczęście, wszystkie nadzieje oddaliły się i znikły z nią razem.