Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/205

Ta strona została przepisana.

do wielkiej sali biblioteki, gdzie przygotowano zakąskę.
— Jak te panny Oriol wypiękniały — zauważył Paweł, zwróciwszy się do Gontrana.
— Są zachwycające, mój drogi.
— Nie widzieliście państwo pana prezesa? — spytał nagle młodych ludzi dawny eks-dozorca więzienia.
— I owszem... Oto on, tam stoi...
— Ojciec Klaudyusz gromadzi ludzi koło siebie.
Procesya, idąca do źródeł, defilowała już przed starym inwalidą, wyleczonym cudownie roku zeszłego, który teraz znowu był tak sparaliżowany, jak nigdy przed tem. Zatrzymywał on przechodniów po drodze, obcych i gości, i opowiadał im swoją historyę.
— Te wody nic nie warte — mówił — leczą one, to prawda, ale później choroba wraca jeszcze z większą gwałtownością. Przed kuracyą miałem złe nogi, ale przecie się niemi posługiwałem, a teraz i nogi mi odjęło i ręce. Nogi moje stały się jakby żelazne, które, zdaje się, łatwiej można złamać, jak zgiąć.
Andermatt zrozpaczony, żądał uwięzienia jego i chciał go prześladować sądownie za szkody, mogące spłynąć z tego na Mont-Oriol. Ale nie udało mu się, ani wymódz aresztowania, ani zamknąć gęby staremu.