gromadkę aktorów, którzy także ze starego kasyna przeszli do nowego.
Panna Odelin, bardzo elegancko ubrana, spacerowała, trzymając pod ramię matkę. Pan Petitnivelle, z Wodewilu, zdawał się bardzo nadskakiwać damom, towarzyszącym p. Lapalme, z Wielkiego teatru w Bordeaux, dyskutując z tymi samymi muzykantami, maestro Saint-Landri, fortepianistą Savel, flecistą Noiret i contra-basem Nicordi.
Spostrzegłszy Pawła i Gontrana, Saint-Landri rzucił się do nich. W ciągu bieżącej zimy udało mu się wystawić jakąś jednoaktówkę gdzieś w małym teatrzyku; pisma odezwały się o nim łaskawie i to go ośmieliło do poglądania z góry na Masseneta i Gounoda.
Wyciągnął ku nim z pewną serdecznością obie ręce i opowiedział natychmiast dyskusyę, prowadzoną z panami z orkiestry, którą dyrygował.
— Tak, tak, kochany panie koniec już z wojownikami dawnej mody. Melodyści już się przeżyli — a tego właśnie nie chcą zrozumieć.
Muzyka jest nową sztuką. Melodya — jest to sobie brząkanie. Niewykształcone ucho lubuje się w takiem tra-la-la; znajduje w tem przyjemność dziecka, przyjemność dzikiego. Naturalnie, że słuch ludu, wogóle publiczności naiwnej będzie się zawsze lubować w małych piosn-
Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/208
Ta strona została przepisana.