szła do swego pokoju, wzięła parasolkę, narzuciła na ramiona płaszczyk i poszła w kierunku hotelu, gdyż o pierwszej i pół miano wyjechać.
Krystyna zdziwiła się, że Ludwika nie przyszła wcale.
Karolina poczerwieniała trochę i odrzekła:
— Ona jest trochę zmęczoną... Zdaje mi się, że ją głowa boli.
Wsiedli do wielkiego powozu, o sześciu siedzeniach, którym posługiwano się zawsze. Markiz z córką usiedli w głębi, mała Oriol między młodymi panami.
Minąwszy Tournoël jechano podnóżem góry, piękną drogą, wijącą się pomiędzy kasztanami i włoskimi orzechami. Karolina zauważyła kilka razy, że Gontran nadto się do niej przybliża, ale zawsze na tyle ostrożnie i grzecznie, że obrazić jej nie mógł. Siedząc na prawo od niej, przy rozmowie dotykał prawie policzka tak, że ona nie śmiała obrócić się z obawy przed jego oddechem, który czuła na sobie, przed jego spojrzeniem, które mogłoby ją żenować.
Prawił jej wesołe żarty, grzecznostki, komplimenty. Krystyna milczała, czując pewną ociężałość wskutek swego stanu.
Weszli do parku Royal, ażeby słuchać muzyki, a Gontran, podawszy natychmiast ramię Karolinie, poszedł przodem. Armia gości kąpielowych, siedzących na krzesłach, około kiosku,
Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/243
Ta strona została przepisana.