gdzie szef orkiestry takt wybijał, przeglądała spacerujące tłumy, przesuwające się przed nimi. Panie prezentowały swoje toalety, nogi, wysunięte aż do baryerki sąsiednich krzeseł, świeże, letnie kapelusze, które dodawały im jeszcze więcej uroku.
Karolina i Gontran błądzili pomiędzy rzędami siedzących gości, szukając figur komicznych, jako materyału do żartów.
Co chwilę słyszał mówiących za sobą:
— Patrzaj... ładna osoba.
Pochlebiało mu to i zapytywał siebie: za kogo też ją biorą: za siostrę, żonę, czy kochankę?
Krystyna, siedząc między ojcem a Pawłem, widziała ich kilkakrotnie przechodzących, a spostrzegłszy, że zachowują się zbyt oryginalnie, przywoływała ich. Ale oni nie słuchali jej wcale i nie przestawali błąkać się w tłumie, bawiąc się cudzym kosztem.
Krystyna rzekła cicho do Pawła Bretigny:
— Skończy się tem, że ją skompromituje. Trzeba, abyśmy dziś wieczorem, po powrocie, pomówili z nim.
— Myślałem o tem właśnie — odrzekł Paweł. Ma pani zupełną racyę.
Po obiedzie, w jednej z restauracyj, w Clermont-Ferrand kuchnia w Royal, według zdania markiza, który był smakoszem, była
Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/244
Ta strona została przepisana.