— Chodź na kilka minut na gawędę ze mną i z siostrą.
Weszli do małego saloniku, komunikującego się z pokojami Andermatta i jego żony.
— Słuchaj — rzekła Krystyna — Paweł i ja, mamy zamiar dać ci lekcyę moralności.
— Moralności? Z powodu czego? Jestem grzeczny, jak baranek — tylko nie jarmarkowy.
— Nie żartuj. Ty postępujesz bardzo nierozsądnie i może niebezpiecznie, nie wiedząc o tem. Kompromitujesz tę małą...
Zdziwiło go to.
— Kogóż to? Karolinę?
— Karolinę.
— Kompromituję, Karolinę?... Ja?...
— Tak, ty ją kompromitujesz. Wszyscy tutaj mówią o tem. Zresztą, w parku w Royal... postępowaliście oboje nieco lekkomyślnie. Czy nie tak, Bretigny?
— Tak, pani, podzielam w zupełności zdanie pani — odrzekł.
Gontran odsunął krzesło i siadł na niem, jak na koniu, wyjął papierosa, zapalił i śmiać się począł.
— Tak więc, kompromituję Karolinę Oriol?
Czekał kilka sekund na odpowiedź, potem dodał:
— Dobrze. Ale któż wam powiedział, że się z nią nie ożenię?
Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/246
Ta strona została przepisana.