Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/25

Ta strona została przepisana.

— Tak, od czterech dni, z jednym ze swoich przyjaciół, o którym często nam mówił, Pawłem Bretigny. Robią razem wycieczki po Owernii. Wrócili właśnie z Mont-Dore i Bourbole, a w końcu tygodnia pójdą do Cantal.
Potem zapytał młodej kobiety, czy nie pragnęłaby odpocząć przed śniadaniem po całonocnej podróży koleją; ale ona spała doskonale w wagonie sypialnym i prosiła tylko o godzinę czasu dla uporządkowania toalety, poczem przyrzekła odwiedzić zakład i wioskę.
Ojciec i mąż weszli do swoich pokojów, oczekując aż się ubierze.
Wkrótce poprosiła ich i zeszli razem. Zachwycała się przedewszystkiem wsią, rozłożoną w lesie i głębokiej dolinie, która zdawała się być ze wszech stron zamkniętą kasztanowemi drzewami, wysokiemi jak góry. Wszędzie było ich pełno, ich pnie kilkowiekowe wznosiły się przed drzwiami, na dziedzińcu, na ulicy; wszędzie studnie pionowe z czarnego kamienia ciosowego, z małym otworkiem, przez który wypływał strumień przeźroczystej wody i w łuk wyginając się, spadał do rezerwoaru. Świeży zapach zieleni i stajni unosił się pod olbrzymimi, zielonymi czubami drzew, a ulicą przechodziły powolnym, poważnym krokiem Owernianki, lub stojąc przy progu domostw, przędły żywem poruszeniem palców czarną wełnę, obwiniętą koło