Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/259

Ta strona została przepisana.

naturalnie, niezadługo nastąpi. Na świecie nasłucha się pani dopiero komplimentów!
Paweł Bretigny i Krystyna chwalili go za to, że Ludwikę Oriol przyprowadził; markiz uśmiechał się, bawiły go dziecinne żarty, a Andermatt pomyślał: to człowiek niegłupi! Gontran, zirytowany rolą, którą grać musiał, uczuciem lgnąc do Karoliny, interesem — do Ludwiki, z uśmiechem zadowolenia myślał, zwrócony ku Ludwice: twój ojciec chciał mi zagrać po swojemu, ale ja mu cię odprowadzę z tryumfem, a wtedy przekonasz się, że do rzeczy brać się potrafię.
Patrząc po kolei na obie, porównywał je. Tak, młodsza więcej mu się podobała; była bardziej wesołą, bardziej żywą, miała nosek nieco zadarty, oczy biegające, czoło wąskie i białe zęby, trochę za duże, usta szerokie.
Druga była także przystojna, tylko bardziej zimna i nie tak wesoła. Ta nie będzie miała nigdy ani sprytu, ani czaru potrzebnego w codziennem życiu rodzinnem, ale kiedy na balu zaanonsują przy wejściu: pani hrabina de Ravenel — otarłszy się nieco w świecie, potrafi z godnością nosić swoje imię, z większą może, niż młodsza. Nic to nie pomogło — szalał ze złości, gniewał się na obydwóch, na ojca i brata i obiecywał sobie później zemścić się za tę przykrość, kiedy się stanie panem pozycyi.