Wróciwszy po obiedzie do salonu, prosił Ludwiki, aby mu z kart wróżyła, gdyż uchodziła za doskonale przepowiadającą przyszłość. Markiz, Andermatt i Karolina słuchali z natężeniem, mimowoli pociągani czarem zagadki.
Paweł i Krystyna rozmawiali, stojąc we framudze otwartego okna.
Krystyna od pewnego czasu cierpiała bardzo, czując, że już nie jest tak kochaną, jak dawniej. Nieporozumienia miłosne między nimi stawały się coraz widoczniejszemi, wskutek wzajemnych błędów. Pierwszy raz dopiero spostrzegła zmianę, tego wieczoru, w czasie uroczystości, kiedy wyszła z nim na drogę. Widząc, że nie ma już dla niej tej czułości w spojrzeniu, tej miękkości w głosie, tego interesowania się, pełnego miłości, co dawniej, nie mogła sobie tej zmiany wytłómaczyć.
Jednak zmiana ta zaznaczyła się dawno, od czasu, kiedy przychodząc do niego na codzienne widzenie się, zawołała pełna radości: wiesz, jestem z pewnością przy nadziei! Wtedy jakieś drżenie przebiegło mu nieprzyjemnie po skórze.
Później, przy każdem spotkaniu się, mówiła mu o swojej ciąży, która jej serce napełniała radością: to bezustanne zajęcie się rzeczą, która wydawała mu się brudną, wstrętną, obrzydliwą, ochładzało jego egzaltacyę dla czczonego bożyszcza.
Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/260
Ta strona została przepisana.