Gontran i rzekła do niej tak, ażeby dziewczyna znaczenia słów nie odgadła:
— Są dnie, kiedy chciałoby się umrzeć!
Andermatt w towarzystwie lekarzy opowiadał nadzwyczajny wypadek o ojcu Klaudyuszu, którego nogi ruszać się znowu poczęły. Tak zdawał się być przekonanym o prawdzie tego, co mówił, że nikt nie mógł wątpić.
Z chwilą, kiedy się poznał na przebiegłości chłopów i paralityka, kiedy domyślał się, że roku zeszłego został oszukany, wyzyskany poprostu, z powodu łatwowierności w skuteczność wód, kiedy poznał, że pozbyć się chorego nie może i opłacać go musi, zrobił z niego doskonałe narzędzie reklamy, którem nadzwyczaj sprytnie się posługiwał.
Mazelli, odprowadziwszy klientkę do domu, powrócił sam do salonu.
Gontran wziął go pod ramię:
— Powiedz, piękny doktorze, którą wolałbyś z dwóch panien Oriol.
Piękny doktor szepnął mu do ucha:
— Na kochankę młodszą, lecz na żonę... starszą.
Gontran śmiał się.
— Jesteśmy zupełnie jednego zdania. Bardzo mnie to cieszy.
Później, zwracając się do siostry, rozmawiającej zawsze z Karoliną, rzekł:
Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/267
Ta strona została przepisana.