Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/273

Ta strona została przepisana.

Gontran nastawał tak mocno, że przekonał wszystkich.
Śniadanie było niewesołe. Krystyna i Paweł pokłócili się dzień przedtem bez widocznej przyczyny. Andermatt obawiał się, że małżeństwo Gontrana do skutku nie dojdzie, gdyż ojciec Oriol mówił tego samego rana bardzo dwuznacznie. Gontran, uprzedzony, był wściekły i zdecydował się dopiąć swego. Karolina, przeczuwając zwycięstwo siostry, nie domyślając się przyczyny zmiany frontu, chciała pozostać w domu. Nie bez trudu namówiono ją do spaceru.
Arka Noego uniosła więc zwykłych swoich podróżnych w komplecie na wyżynę, dominującą nad Volvie.
Ludwika Oriol, stawszy się nagle rozmowną, bawiła wszystkich w czasie podróży. Tłómaczyła, w jaki sposób kamień w Volvie, który niczem więcej nie jest, jak lawą zagasłych kraterów, służył do budowy wszystkich domów, wszystkich kościołów w okolicy, co nadaje miastom owerniackim jakiś ponury wygląd. Pokazała warsztaty, gdzie ten kamień obrabiano, wskazała rzekę zastygłej lawy, eksploatowaną dziś jako kopalnię, a na szczycie Volvie olbrzymią statuę Matki Boskiej, czarną, dominującą nad miastem. Później podjechano do płaskowzgórza, najeżonego dawnymi wulkanami. Konie postę-