wziął siostrą pod rękę, odprowadził, pozostaw wiwszy za sobą ojca i szwagra.
I rozmawiali na uboczu. Był to dobrego wzrostu zgrabny chłopiec, śmieszek jak i ona, ruchliwy jak markiz, obojętny na wszystko, a zawsze poszukujący tysiąca franków.
Sądziłem, ze śpisz jeszcze — rzekł — inaczej, już byłbym dawno przyszedł przywitać się z tobą. Przytem wiesz, ten Paweł zaprowadził mię do zamku Tournoël.
— Kto to, Paweł? Ach, prawda, twój przyjaciel!
— Paweł Bretigny — nie wiedziałaś o tem? W tej chwili właśnie kąpie się.
— Czy on chory?
— Nie, ale pomimo to leczy się. Niedawno się zakochał.
— I bierze kwaśne kąpiele, ażeby przyjść do siebie?
— Mówią kwaśne — prawda?
— Tak. Robi wszystko, co mu powiesz. O, on był okropnie wzruszony. Jest to chłopiec śmiały, pełen temperamentu. O mało nie umarł. Chciał się zabić. Poszło o aktorką znaną; przytem, wiesz, nie była mu wierną, naturalnie. Z tego się zrobił dramat okropny. No, i zabrałem go. W tej chwili ma się lepiej, ale zawsze jeszcze myśli o niej.
Ona się uśmiechnęła, a potem przybrawszy minę poważną, rzekła:
Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/28
Ta strona została przepisana.