— Ciekawa byłabym go zobaczyć.
Według niej jednak, miłość nie była rzeczą wielkiej wagi. Myślała wprawdzie o niej niekiedy, jak myśli ubogi o naszyjniku z pereł, o dyademie brylantowym z obudzoną żądzą tych rzeczy dostępnych, ale oddalonych. Wyobrażała ją sobie według romansów, czytanych niekiedy z braku zajęcia i nieprzywiązując wielkiej wagi do tego, co czytała. Nigdy nie marzyła wiele, gdyś się urodziła z duszą szczęśliwą, spokojną, zadowoloną; i chociaż już od dwóch lat była zamężną, nie obudziła się jeszcze z tego snu, którym żyją młode, naiwne dziewczęta, ze snu serca, myśli, uczuć, który trwa u niektórych kobiet aż do śmierci. Życie wydawało się jej prostem, dobrem, bez żadnych kłopotów; nigdy nie sięgała do rdzeni jego, nie pytała: dlaczego? Żyła, spała, ubierała się gustownie, śmiała się i była szczęśliwą! Czegóż miała żądać więcej?
Kiedy jej przedstawiono p. Andermatt, jako narzeczonego, odmówiła z początku z oburzeniem dziecka nie chcąc zostać żoną żyda. Ojciec i brat, podzielając jej wstręt, odmówili mu formalnie, jak i ona. Andermatt zniknął, jakby umarły; ale po trzech miesiącach pożyczył przeszło dwadzieścia tysięcy franków Gontranowi, a markiz, z innych wprawdzie powodów, ale także zmienił przekonanie. Najprzód z zasady
Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/29
Ta strona została przepisana.