Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/30

Ta strona została przepisana.

ustępował zawsze, ile razy chodziło o egoistyczne zamiłowanie spokoju. Córka mówiła o nim:
— O, u ojca wszystkie myśli pomieszane! — i było to prawdą.
Bez opinii, bez przekonań, bez wiary, posiadał tylko pewną dozę zachwytu, zmieniającego się, stosownie do okoliczności. Niekiedy, z egzaltacyą przelotną i poetyczną, stał po stronie starych tradycyj rasy, pragnął króla, ale króla rozumnego, liberalnego, oświeconego, idącego równo z wiekiem; to znowu po przeczytaniu jakiejś książki Michelet’a, lub innego demokratycznego myśliciela, zapalał się do równości ludzkiej, do idei nowożytnych, do ustępstw dla biednych, podeptanych, cierpiących. Wierzył we wszystko, stosownie do chwili, i kiedy jego stara przyjaciółka, pani Icardon, związana ściśle z żydami, pragnęła związku Krystyny z Andersmatt’em i propagowała ten związek, wiedziała dobrze, jakiem rozumowaniem do niego trafić.
Wskazywała mu rasę żydowską, zemstą przypędzoną, rasę prześladowaną, jak naród francuzki przed rewolucyą, która jednak dziś uciska innych przewagą złota. Markiz nie posiadał religii, ale wierzył, że idea Boga była tylko ideą prawodawczą, silniejszą może, ażeby podtrzymać głupich, niewiedzących, niż proste idee sprawiedliwości; dogmaty szanował z obojętnością względów i z szacunkiem jednakowo szczerym