Strona:PL G de Maupassant Mont-Oriol.djvu/308

Ta strona została przepisana.

wizycie postanawiał sobie nie zobaczyć jej więcej. Zachowała się ona dziwnie odważnie wobec małżeństwa siostry. Mówiła o tem wszędzie z zupełnym spokojem, nie odczuwając najmniejszej troski. Ale jej usposobienie zdawało się zmieniać. Była już mniej otwartą i szczerą. Bretigny rozmawiał z nią, podczas gdy Gontran półgłosem gdzieś w kącie prawił czułości Ludwice.
W sercu Bretignego tymczasem nowe uczucie wzbierać poczęło w sposób gwałtowny. Wiedział o tem i poddawał się temu, a myślał przytem: Ach, co będzie, to będzie, jeśli sprawa posunie się za daleko, odjadę i rzecz skończona.
Od Karoliny szedł do Krystyny, która teraz od rana do wieczora leżała na szezlongu. Już wchodząc do niej, odczuwał zdenerwowanie i gotowym był do sprzeczki, jak to zwykle bywa, gdy dwie istoty oddalają się od siebie. Wszystko cokolwiek mówiła, co myślała, gniewało go, jej zwłaszcza powierzchowność, wygląd chorobliwy, jej rezygnacya, jej pełne wyrzutu błagalne spoj zenia, wywoływały na jego usta gwałtowne słowa, które ze względów przyzwoitości po wstrzymywał. Uprzytomniał sobie zaś zawsze w jej nieobecności widok młodej dziewczyny, z którą dopiero co się rozstał.
Gdy go Krystyna, która boleśnie to odczuwała że go widuje teraz tak rzadko, zasypywała